Uprzejmie mówię, że prawdopodobnie nastąpi epicki zastój w dodawaniu nowych rozdziałów.
I tak, Allie też mnie wkurwia, ale dziewczyny z salonu NIE są jej przyjaciółkami. To tylko dobre znajome z pracy.
Ka. - "...?" jak nie dokańczasz myśli z jakiegoś powodu. "?..." pytasz z nadzieją, ze zrezygnowaniem, z niepewnością. To w skrócie. Nie dzieje się szybko. Zobaczysz dlaczego. I nie mieszkają w jednym mieście. Nie jest wspomniane, ale ona mieszka w Venice, a on gdzieś od drugiej strony Marina Del Rey.
Edyta - z tą depilacją Kaulitza, to chyba była pierwsza myśl, gdy zrobiłam dla niej taką pracę. I nie olał jej, bo się nudził. A może był nawet pijany?
Effie - Podoba mi się twój komentarz :) A co do akapitów, to jestem tak nieogarnięta, że nie wiem, jak je zrobić na blogspocie.
Vergessen Engel - Ona nie jest brzydka.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Droga pani Nie-Podałam-Swojego-Imienia,
szukałem jakiegokolwiek sensownego powodu, by odpisać i znalazłem - jak na
psychopatkę przynajmniej jesteś szczera. I prawdopodobnie, gdybym w końcu się
zakochał i to w tak nieodpowiedniej osobie, jaką ja jestem, też bym był
wściekły, choć muszę przyznać, że chyba nie miałbym odwagi, by.
Nie mam pojęcia, co powinienem napisać. Tylko nie mów mi, że masz
czternaście lat, proszę.
Pozdrawiam,
Bill
On. Mi. Odpisał.
Gapiłam się z niedowierzaniem w kartkę, ledwo nadążając z
oddychaniem przez nasilone uderzenie serca. Allie coś do mnie mówiła, ale ja
nawet nie rozumiałam, co się wokół mnie działo. On mi odpisał. Bill Kaulitz mi
odpisał po tym, jak mu napisałam, że go kocham. I nienawidzę. Czy ja śniłam,
czy co się właśnie stało?
A potem tylko mrugałam oczami, otwierając bezsensownie usta i
zamykając je jak ryba w wodzie. Nic do mnie nie docierało, nawet to, że
musiałam wyglądać jak idiotka. Byłam w takim szoku, że dopiero szturchanie
mojego ciała, wybiło mnie z otępienia. Ale zanim to nastąpiło, zdążyłam sobie
wyobrazić, co zrobię, gdy wrócę do domu i zabiorę się za odpisywanie i w końcu
wygięłam wargi w szerokim uśmiechu. I zakryłam kartkę, zanim Allie zdążyła
zauważyć, co i kto mi napisał. Bill Kaulitz mi odpisał.
- Jedz, bo ostygnie! – usłyszałam i
położywszy list bezpiecznie na kolanach, złapałam widelec i mechanicznie
zaczęłam jeść. Odpisał mi. – Nora, o co z tym wszystkim chodzi? – strasznie
mnie irytowała ta jej wścibskość, ale z drugiej strony mnie to nawet nie
interesowało, bo TAK, Bill Kaulitz mi odpisał.
- Zdaje się pani być dzisiaj wyjątkowo
oderwana od rzeczywistości... – zauważyła z rozbawieniem jedna z moich stałych
klientek. W tym samym momencie zreflektowałam się, że stałam z plastrem w
rękach i gapiłam się na jej owłosioną nogę, głęboko zapadnięta w idiotycznej
świadomości, że dzisiaj prawdopodobnie był najlepszy dzień mojego życia.
Potrząsnęłam głową i uśmiechnęłam się przepraszająco. – Czyżby miłość?
Normalnie to nie rozmawiałam z moimi klientkami na tematy, które
nie były ściśle związane z kosmetologią, bo to było nieprofesjonalne. Ale ta
kobieta była u mnie od mojego pierwszego dnia pracy i stale mnie odwiedzała,
więc to było prawie tak, jakbyśmy się znały. No dobra, może tak nie było, ale
byłam w zbyt wielkim szoku, by się nie odezwać.
- Raczej nie można tego tak nazwać. – w
końcu się odwiesiłam i z powrotem wróciłam do swojej pracy, wzdychając głęboko.
– Zrobiłam idiotyczną rzecz. – dodałam niemal nieobecnie, balansując pomiędzy
odlotem, a faktycznym stanem mojego położenia. Ciężko było mi się skupić na
pracy, kiedy po głowie w kółko chodził mi ten list.
- Wyznała pani komuś miłość, co? –
spytała, a ja przerwałam smarowanie jej drugiej nogi pędzelkiem z woskiem, by
spojrzeć na nią podejrzliwie. Na oko była już dawno po czterdziestce, ale
skubana miała wigor większy, niż ja. Z tego, co zdążyłam się dowiedzieć,
prowadziła własną firmę i właściwie była w kilku miejscach na raz. Tak naprawdę
tylko u fryzjera i u mnie mogła się znośnie zrelaksować.
zrelaksować.
- Wysłałam komuś list miłosny, choć mnie nawet nie zna. –
rzuciłam, choć w sumie, gdyby się tak zastanowić, to mój list wcale nie był
taki „miłosny”. Odgrażałam się mu i napisałam, że go nienawidzę. Musiał mnie
uznać za kompletną wariatkę.
- I teraz czeka pani na odpowiedź? –
drążyła, a ja zaczęłam się zastanawiać, dlaczego nie miałam większego oporu, by
jej wszystko powiedzieć, kiedy Allie nie zdradziłam ani jednego szczegółu. Może
jej ciemne włosy i oczy i delikatny uśmiech przypominał mi o mojej matce?...
Przymknęłam oczy i westchnęłam.
- Właśnie dzisiaj dostałam odpowiedź.
Napisał, że nie wie, jak ma na to zareagować i ma nadzieję, że nie mam
czternastu lat... – mruknęłam, mimowolnie się uśmiechając. To było głupie. Nie
wierzyłam, że po wszystkich wyskokach, jakie dotychczas zrobiłam, mogłam się
zdobyć na coś tak irracjonalnego jak to. Wielka romantyczka, Nora Bennett. Tak,
jasne.
Pani Martin roześmiała się energicznie, natychmiast wprowadzając
mnie w dobry nastrój. Uwielbiałam takich klientów jak ona. Wtedy przynajmniej
dzień stawał się tak życiodajny, że, gdy wracałam do domu, wcale nie czułam
zmęczenia. Wtedy wiedziałam, że to, co robiłam, robiłam, bo lubiłam. Ale
czasami zdarzały się takie dni, kiedy przychodzili uporczywi ludzie, którzy
dosłownie wysysali z ciebie cały entuzjazm, jaki wprowadzałaś do tego salonu i
w domu niemal natychmiast padałaś twarzą na poduszkę i budziłaś się w takiej
pozycji, w jakiej się ułożyłaś do snu.
- Więc może nie będzie tak źle, co? –
spytała, a ja wzruszyłam ramionami, przypominając sobie o jednym drobnym
mankamencie tej całej sytuacji.
- Tak, tylko list został przyniesiony od
kobiety w szpilkach od Louboutina.
- Och.
Drogi panie Kaulitz,
jak już mi wróciła jasność umysłu, doszłam do wniosku, że zrobiłam bardzo głupią rzecz,pisząc do Ciebie. Zawsze możesz udać, że to nigdy się nie stało, chyba, że dostarczam Ci rozrywki, a ponoć jestem w tym całkiem niezła. Nie wierzę, że to mówię, bo ten przypadek mi się raczej rzadko zdarza, ale w obecnym momencie jestem naprawdę zażenowana sama sobą.
I nie, nie mam czternastu, mam dwanaście. Lol, żart, średnio udany. Dwadzieścia jeden – pełnoletnia kobieta, niespełna rozumu.
I serio, naprawdę przepraszam, że cokolwiek napisałam.
jak już mi wróciła jasność umysłu, doszłam do wniosku, że zrobiłam bardzo głupią rzecz,pisząc do Ciebie. Zawsze możesz udać, że to nigdy się nie stało, chyba, że dostarczam Ci rozrywki, a ponoć jestem w tym całkiem niezła. Nie wierzę, że to mówię, bo ten przypadek mi się raczej rzadko zdarza, ale w obecnym momencie jestem naprawdę zażenowana sama sobą.
I nie, nie mam czternastu, mam dwanaście. Lol, żart, średnio udany. Dwadzieścia jeden – pełnoletnia kobieta, niespełna rozumu.
I serio, naprawdę przepraszam, że cokolwiek napisałam.
A jeśli on ją wysłał, by mi pokazać, że
obracał się wśród lepszej ligi i nawet nie dorastałam mu do pięt? Oczywiście,
że nie dorastałam. A co, jeśli to naprawdę jego dziewczyna? Narzeczona? Może
pani Kaulitz? Że też musiałam o tym myśleć. Dokładnie o tym, a nie o skutkach
moich poczynań. Zakleiłam kopertę, wrzuciłam ją do skrzynki pocztowej i
przyłożyłam sobie w czoło z otwartej ręki, gdy dotarło do mnie, że właśnie
spławiłam Billa Kaulitza z Tokio Hotel. Nie dość, że siebie obraziłam, to...
Boże, byłam jednym wielkim żartem. Nie dość, że najpierw robiłam, potem
myślałam, to nawet, gdy zaczynałam myśleć, to i tak nie o tym, co trzeba, a
potem plułam sobie w brodę, wyrzucając sobie błędy, jakie popełniłam. Co ze mną
było nie tak? Nawet wizja, że ktokolwiek był tak porąbany jak ja, mnie nie
pocieszała. W sumie to wątpiłam, żeby ktoś postępował tak niedorzecznie. I
zawsze wyrzuty sumienia przywalały mnie swoim ciężarem po fakcie.
Prawdopodobnie straciłam szansę, by jakkolwiek poznać człowieka. Świetnie...
Powinnam jeszcze go obciążyć oskarżeniem o
to, że przez niego nie mogłam się skupić na swojej karierze kosmetyczki. Tego
samego dnia, kiedy wysłałam mu list, czyli w sumie tego samego dnia, kiedy
zobaczyłam pierwszy raz tę piękną kobietę, było w miarę znośnie, bo klientki
były stałe, a przy nich mogłam czasami zachować się odrobinę
niekonwencjonalnie. Gorzej było następnego dnia, kiedy w pełni dotarło do mnie,
że spierdoliłam wszystko, co mogłam tylko spierdolić. Czego ja oczekiwałam tak
naprawdę? Że do niego napiszę, a on się we mnie zakocha? Przecież przebrnięcie
przez jego mury obronne pewnie graniczyło z cudem, a ja nie byłam Świętym
Mikołajem. Tak czy siak, nowym klientkom nie spodobał się mój ponury nastrój,
którego nijak nie mogłam ukryć, choć starałam się jak cholera. Zdecydowanie
byłam beznadziejną aktorką. Ledwo się powstrzymywałam od wywalenia kawy na ławę
każdej osobie, która weszła do mojego gabinetu. A potem jedna z moich stałych
bywalczyń przyszła i powiedziała, że zaszła w ciążę ze swoim partnerem i
przysięgam, że prawie się popłakałam z bezsilności i własnej głupoty. Powinnam
była znaleźć kogoś, kto by kierował nie tylko moją karierą, ale też tokiem
myślenia. Najwyraźniej jedyne, co dobrze robiłam, to pielęgnacja ciała i
chodzenie na pierwszy ogień. To drugie akurat robiłam odkąd tylko pamiętałam.
Zawsze robiłam to, czego inni bali się zrobić, bo uważałam się za osobę odważną
i pewną siebie. Może coś w tym było, ale...
- ...od wczoraj taka jest. – dotarł do
mnie zdezorientowany głos Allie i przewróciłam oczami, wracając do kanapki,
której nie miałam ochoty nawet jeść. Byłam w wyjątkowo ponurym nastroju. W
porządku, zrobiłam poważną gafę, ale co z tego? Gdybym mogła cofnąć czas,
napisałabym ten list inaczej? Wiedziałam, że nie. Popełniłabym dokładnie ten
sam błąd, bo dotarło do mnie, że nie miałam pojęcia, jak przeskoczyć coś, czego
nie można było przeskoczyć, jeśli nie znało się do tego drogi. Nie znałam go i
nie wiedziałam, jak mógł zareagować. Szczerze powiedziawszy, byłam nawet
zaskoczona, że mnie nie podał do sądu, bo ewidentnie wkroczyłam na jego
prywatny teren, a nie od dziś było wiadomo, że on ciężko to tolerował. Nikt nie
był wpuszczany bez zgody, a ja wprosiłam się sama i to jeszcze w jakim epickim
stylu.
Allie miała to do siebie, że nic nie potrafiła zatrzymać dla
siebie. Wszystko co wpadało lewym uchem, zamiast wypaść prawym, wypadało
ustami. Wypaplała wszystko, co wczoraj zdążyła zaobserwować Barbrze (która
wciąż nie mogła znieść tego, że miała imię po pani Streisand) z każdym szczegółem,
którego nawet ja nie zaobserwowałam. Gdzieś w połowie się wyłączyłam,
zatapiając się w życiowej porażce tak, że zapomniałam nawet jedzeniu. No i
wróciłam. A ona wciąż o mnie gadała tak, jakby mnie tu nie było. Z drugiej
strony to tak właśnie wyglądało. Całe szczęście, że dzisiaj stołowałyśmy się w
Subwayu, a nie w Panerze, bo bym się całkowicie załamała.
- Jedna pani... Zaczekaj, jak ona się
nazywała... Ta z tym uroczym włoskim akcentem...
- La Duca.
- No właśnie! Akurat miałam zapisywałam
sobie w terminarzu kolejne spotkanie z panią Allen, kiedy do mnie podeszła i
powiedziała „mogłybyście się zająć panną Bennett? Zdaje się być bardzo przybita
z jakiegoś powodu i to smutne”. Naprawdę to powiedziała.
Miałam dzisiaj La Ducę w gabinecie?... Cholera, powinnam się wziąć
w garść. W końcu to nie był pierwszy raz, kiedy zrobiłam życiowy błąd. Czym ja
się przejmowałam? Przecież to nie było tak, jakbym była beznadziejnie zakochana
w facecie, którego spławiłam. Boże...
- Przestańcie mnie obgadywać. – burknęłam
ponuro i sięgnęłam wiśniową pepsi, by upić z niej łyk. – Wszystko ze mną w
porządku. – dodałam, choć przecież wcale tak nie było. A jeszcze wczoraj byłam
nadmiernie podniecona. Chyba nie nadążałam za zmianami mojego nastroju, a Allie
tym bardziej, co usłużnie raczyła mi powiedzieć.
- Nora, twoje zachowanie nie jest
perfekcyjnie normalne, wiesz? To odrobinę niepokojące.
Spojrzałam na nią sceptycznie, zaczynając się zastanawiać, od
kiedy ona była taka wścibska. Czy wcześniej też się tak wpakowywała z buciorami
w moje życie? Chyba nie. A może po prostu nie byłam przyzwyczajona, że ktoś się
mną interesował? Nie byłam pewna, czego ona ode mnie chciała. Wszyscy, którzy
byli mi kiedyś bliscy, okazywali się jednak być mną zaintrygowani z innego
powodu, niż myślałam. Dlaczego ona miała się różnić?
- Allie, daj spokój, jeśli będzie miała
poważny problem, to nam powie, prawda? – Barbra uśmiechnęła się do mnie lekko,
klepiąc mnie po ramieniu. – Wiesz, że możesz na nas liczyć?
Nie wiedziałam. I szczerze powiedziawszy, wpakowywałam się w kółko
w przeróżne dziwne akcje, więc nie wiedziałam, czym objawiał się „poważny
problem”. Dla mnie wszystkie takie były. I nie mogłam na nie liczyć, bo w końcu
co one mogły zrobić? Gdybym im powiedziała, Allie by to rozpaplała dosłownie
wszędzie. Byłaby naprawdę niezłym materiałem na przyjaciółkę, gdyby nie to, że
nie potrafiła utrzymać języka za zębami, nawet, gdy ją się o to prosiło.
- Jasne. – odwzajemniłam i znów wgryzłam
się w kanapkę. Dziwne ciśnienie wewnątrz ciała mi nakazywało otworzyć usta i
zacząć po prostu mówić, by sobie ulżyć. Nagle zrobiło mi się żal samej siebie.
Już nawet nie pamiętałam, jak to było, jak się miało przyjaciół i jak to było,
by powiedzieć o wszystkim, z czym się borykało. Nie zdziwiłabym się, gdyby to
też było powodem, dla którego tak szybko zdecydowałam się napisać do Kaulitza.
Może chciałam mieć marną namiastkę wartościowej znajomości?... Barbra nie była
zła. Ta urocza blondynka tylko o kilka lat starsza ode mnie miała najdłuższy
staż w salonie, w którym pracowałam, więc to jej musiałam się trzymać podczas
nauki. Była mi chyba najbliższą koleżanką z pracy z tej całej czwórki, bo
przebywałam z nią najwięcej. W sumie pomiędzy naszą piątką nie było zbyt
wielkich spięć i, gdy było trzeba, trzymałyśmy się razem. Kelly co prawda
ciężko przełknęła to, że była najstarsza, a stanowisko kierowniczki przejęła
Barbra, ale prócz tego wszystko było naprawdę nieźle jak na czasy, kiedy każdy
liczył tylko na siebie i patrzył tylko na siebie. Mi nie zależało, by się
wspinać po szczeblach kariery w tej firmie. Po prostu zbierałam doświadczenie i
pieniądze, by stworzyć coś swojego od podstaw. Wiedziałam też, że powinnam
utrzymywać dobry kontakt ze wszystkimi klientami i współpracowniczkami, które
miałam, bo w Ameryce głównie liczyły się znajomości i doskonale zdawałam sobie
sprawę, że taka była prawda. Mogłam ukraść swoje klientki i taki miałam zamiar,
gdy tylko uda mi się otworzyć własną firmę. I zrobię to wszystko, bo kiedy
liczyłam się tylko ja, kiedy nie było nikogo, dla kogo mogłabym być ważna,
musiałam wziąć swoje życie we własne ręce.
- I tak niczego nie powie. – słusznie
zauważyła Allie, a ja przewróciłam oczami. Z dnia na dzień irytowała mnie coraz
bardziej. Może to była moja wina, bo nigdy nie ustaliłam granicy. Nie
miałam ochoty na kłótnie, Właściwie to na nic nie miałam ochoty, prócz dobrego
filmu, popcornu i dużej ilości chusteczek.
- Allie, nie myślałaś przypadkiem nad
pracą jako paparazzi? Masz straszne ciągoty do wpierdalania się w cudze życie.
– odezwała się w końcu Barbra i uśmiech sam wyszedł mi na usta, widząc
rumieniec na policzkach brunetki. Święta prawda, Barb!
- Po prostu jestem... – zaczęła Allie, ale
blondynka jej natychmiast przerwała
- Wścibska, wiem. – pociągnęła łyk soku
pomarańczowego przez słomkę i odgarnęła zabłąkany kosmyk z twarzy. Z reguły
każda z nas miała upięte włosy, bo takie były zasady, ale Barb zawsze upierała
się, że na lunchu powinna wyglądać dobrze, a dobrze wyglądała z rozpuszczonymi
włosami. Ja to miałam gdzieś. Miałam koka na czubku głowy i czarną opaskę i
miałam zamiar pociągnąć tak do końca dnia.
- Jesteś złośliwa. – wyburczała Allie ze
zbulwersowaniem, wciąż będąc czerwona z zażenowania. Ha i dobrze jej tak. Nawet
makijaż tego nie zakrył.
- Nie złośliwa, skarbie. Ja po prostu walę
prosto z mostu. – Barbra wyszczerzyła zęby do naszej głupiutkiej
współpracownicy i zrobiło mi się lżej. Ja wiedziałam, że gdybym się odezwała,
nie byłabym w stanie trzymać nerwów na wodzy. Byłam wybuchowa, emocjonalna i
robiłam głupie rzeczy. Często więc było lepiej, gdy milczałam i właśnie tak
rozmawiałam z reguły z Allie. A może też stanowisko, na którym robiłam,
nauczyło mnie cierpliwości? A może w końcu gdzieś po drodze dorosłam?
- Barbie, wymiatasz. – przybiłyśmy sobie
piątkę, a Allie prychnęła, wracając do swojej kanapki.
Wyrzuciłam pusty kubeczek po kawie do
śmietnika, próbując zignorować Panerę, która wręcz krzyczała do mnie, bym tam
zaszła i spytała o list, ale wiedziałam, że musiałam się ogarnąć, bo przecież
to było mało prawdopodobne, by po tym, co mu napisałam, on chciał w jakikolwiek
sposób kontynuować tę „znajomość”. Trudno, zdarzali się idioci i zdarzyłam się
też i ja. Wyciągnęłam kluczyki do samochodu z torebki i założyłam ją sobie z
powrotem na ramię, ruszając na parking. Prawie parsknęłam śmiechem na komizm
obrazka, który malował się przed moimi oczami. Czarny Dodge Charger z lewej
strony, Buick Enclave z prawej, a po środku mała, czerwona Kia Rio SX, która
zamigała światłami, gdy nacisnęłam przycisk na pilocie. Tak, miałam piękny,
malutki samochodzik, który znalazłam wśród innych używanych aut za znośną cenę.
W zamierzeniu mój samochód miał być wypasioną furą, ale co do czego przyszło,
zderzyłam się z rzeczywistością i ze łzami w oczach wydałam na Kię ledwo ponad
cztery tysiące i od tego momentu ciągle w niej coś się pieprzyło, bo dealer
trafnie uznał mnie za nieznającą się na rzeczy głupią blondynkę. Miałam ją od
ponad pół roku, bo postanowiłam się pozbyć mojej starej Corolli, z którą
wiązało się zbyt wiele wspomnień, które chciałam wymazać. I w taki oto sposób
ostałam się z czerwonym Rio, który nawalał w najmniej odpowiednich momentach.
Gorzej, że ja naprawdę nie miałam zielonego pojęcia, co się działo pod maską
jakiegokolwiek samochodu i do dziś nie umiałam jeździć czymkolwiek, co miało
sprzęgło.
Rzuciłam torebkę na przednie siedzenie pasażera i wsiadłam za
kierownicę, by oprzeć o nią głowę, jęcząc żałośnie. Dokładnie naprzeciw mnie
była cholerna Panera i czułam się jak jakiś chory stalker, który za swoją
powinność uważał stanie i czekanie w środku i gapienie się za szybę, poszukując
kogoś, kto przyniósłby list. Gdyby nie to, że może w przypadku Kaulitza dumę
schowałam w kieszeń, tak jeszcze przy ludziach chciałam się zachowywać całkiem
przyzwoicie.
Westchnęłam głęboko i wyprostowałam się, by przetrzeć twarz,
włożyć kluczyki do stacyjki i włączyć zapłon. Mimowolnie zerknęłam przed
siebie, zaciskając usta w cienką linię. Cholerna Panera i cholerne listy.
Powinnam była sobie odciąć ręce, przynajmniej bym się nie wygłupiła.
Przekręciłam kluczyki i zmarszczyłam czoło, gdy spod maski wydobyło się
rzężenie, a samochód nie odpalił.
- Okej... – mruknęłam do siebie i, sądząc,
że to tylko chwilowa zajawka, wstrzymałam oddech, przekręcając ponownie
kluczyki. – No... No jeszcze... – i nic. – Szlag. - zamrugałam bezrozumnie
oczami, nie ogarniając, co się właśnie stało. Mój samochód był martwy. Kaputt,
jak by to powiedział jakiś Niemiec. Który powiedziałby także... – Scheisse! –
walnęłam ręką w kierownicę z bezsilności i znów spróbowałam odpalić to gówno.
No i znowu nic. – Szlag, szlag, szlag! – uniosłam się, przywalając niechcący
kolanem w kolumnę kierowniczą. Zawyłam z bólu i znowu uderzyłam w pieprzone
kółko przed sobą. No i cudownie! Jak ja się teraz dostanę do domu?! Przecież
zamawianie cholernej lawety kosztowało więcej, niż moje ego by zniosło!
Zacisnęłam wargi, czując, że ze wściekłości zaczęły drżeć, gdy w oczach
pojawiły mi się łzy. Brawo! Rozbecz się w samochodzie, który był tak samo
żałosny jak i ty i nie działał poprawnie! Zamknęłam powieki, licząc do trzech i
ponownie przekręciłam kluczyki. Rzężenie, rzężenie, rzężenie i, kurwa, nic! –
Pierdol się, ty jebany złomie! – wrzasnęłam, nie przejmując się, że ktoś mógłby
mnie usłyszeć.
Gorzej, że właśnie tak się stało.
Jakiś młody facet, który wyglądał na tylko parę lat starszego ode
mnie, pochylił się tak, że jego twarz pojawiła się w mojej szybie od strony
kierowcy i uśmiechnął się do mnie. Poczułam, że moje policzki zaczęły się robić
czerwone przez zawstydzenie i szybko oszacowałam jego wygląd, co było całkowicie
odruchem bezwarunkowym. Gęste ciemne blond włosy średniej długości, zaczesane
do tyłu, niebieskie oczy, kilkudniowy zarost, bardzo ładnie wykrojone usta.
Zdążyłam jeszcze zauważyć, że miał na sobie białą koszulkę i jeansową rozpiętą
koszulę z podwiniętymi do łokci rękawami.
- Wszystko w porządku? – spytał, a moje
spojrzenie prawdopodobnie wyjaśniło mu wszystko i nawet więcej. Nie, nic nie
było w porządku, panie Kimkolwiek-Jesteś. Rozwalił mi się samochód, a ja
chciałam po prostu wrócić do domu i się zabić lusterkiem, bym wiedziała
dokładnie, kto mi to zrobił. I zgadnij co? Nie mogę!
Złapałam za klamkę i pchnęłam drzwi, prawie przywalając w jego
całkiem miłą dla oka twarz, ale na szczęście odskoczył, zanim znowu zaczęłam
się obawiać o podania do sądu.
- Tak, wszystko w porządku, po prostu chcę
wrócić do domu, ale chyba prześpię się na tylnej kanapie. – uśmiechnęłam się
szeroko, pewnie ukazując nawet swoje szóstki, a on się roześmiał. – Nie, to nie
jest śmieszne, jestem głupią blondynką z głupim samochodem i nie umiem sobie z
niczym poradzić. – dodałam już mniej entuzjastycznie, ale on nie przestawał się
cieszyć z jakiegoś, Bóg tylko wie jakiego, powodu.
- Może mógłbym zerknąć, co się dzieje? Nie
byłbym gentlemanem, gdybym nie pomógł kobiecie w potrzebie.
Miałam ochotę spojrzeć na niego jak na idiotę, ale tylko skinęłam
głową, bo w końcu każda pomoc, tym bardziej ta za darmo, była wskazana.
- Spytałabym, czy mi nie ukradniesz
samochodu, ale po pierwsze, to nie działa, a po drugie wyglądasz na zbyt
dzianego, by ukraść coś tak żenującego. – odpięłam pasy i wyskoczyłam z
samochodu, unosząc ręce w geście poddania. – Co mam zrobić, żebyś mi naprawił
samochód? – gdy zreflektowałam się, co powiedziałam i jak to zabrzmiało, znów
poczułam się jak ostatnia kretynka. – Otworzyć ci maskę?... – poprawiłam się, a
on się roześmiał. Pomyślałam, że miał wyjątkowo przyjemny dla ucha tembr głosu,
ciepły i łagodny.
- Poradzę sobie. – odpowiedział, a ja
wbiłam wzrok w ziemię, przyglądając się jego białym conversom. Musiałam być naprawdę
porąbana, skoro zgodziłam się, by obcy facet mi wsiadł właśnie do samochodu.
Ale z drugiej strony to co ja miałam do stracenia? Kia nie działała. Miałam
tylko nadzieję, że facet nie zażąda czegoś dziwnego w zamian za naprawę.
Poczułam nagle potrzebę, by się okazało, że on jednak sobie nie poradzi. Wsiadł
do samochodu, najpierw spróbował odpalić, a gdy mu nie wyszło, rozejrzał się,
jakby czegoś poszukiwał. Chciałam spytać, czy mu w czymś pomóc, ale odnalazł
dźwigienkę do otwierania maski. Odsunęłam się bardziej, by mu zrobić więcej
miejsca pomiędzy moją Kią i Buickiem, a w tym samym czasie od wyszedł na
zewnątrz i dopiero do moich nozdrzy doleciał zapach jego perfum. Męska Euphoria
od Kleina. – Ha! – dobiegł mnie jego głos, gdy tylko uniósł maskę. – Znalazłem!
– rzucił zadowolony i pochylił się, choć nie wiedziałam, po co. Nawet nie
ruszyłam się z miejsca, bo i tak wiedziałam, że niczego bym nie zrozumiała z
tego, co bym tam zobaczyła. – Spróbuj odpalić. – rozkazał, a ja posłusznie
zasiadłam przed kierownicę i przekręciłam kluczki.
- Jesteś cudotwórcą! – krzyknęłam, gdy
silnik w końcu załapał. – Dziękuję!
Nieznajomy zatrzasnął maskę i, opierając się o nią obiema rękoma,
uśmiechnął się do mnie cwanie. Posłałam mu podejrzliwe spojrzenie i przełknęłam
głośno ślinę, modląc się, by nie wymyślił sobie jakiejś chorej rekompensaty.
Odbił się dłońmi od blachy i podszedł do mnie, pochylając się tak, że nagle do
mnie dotarło, że musiał być całkiem wysoki i przechylił głowę, obserwując mnie
bacznie.
- Jeśli jeszcze raz się na siebie
natkniemy, powiesz mi, jak masz na imię, okej? – spytał, a ja zamrugałam
oczami, zupełnie zbita z pantałyku.
- Okej... – odparłam bezmyślnie, a on,
znów uśmiechając się lekko, odwrócił się i, wyciągnąwszy z kieszeni kluczyki,
otworzył stojącego obok Enclave’a i tak po prostu do niego wsiadł. A potem tak
po prostu pojechał.
Co się właściwie przed chwilą stało?...
Wiiii.... Jest next i.. no właśnie. Pan Piekny Mechanik bosko. Ale gdzie Bill? :( nie żeby mi sie nie podobał wręcz przeciwnie. Taki boski wiking :D Jednak wole Billa :) Będzie miał coś z psychopaty? O_O
OdpowiedzUsuńNo nic nie piszę więcej bo mi odbija :)
CorineConnor
Swoje wątpliwości co do "?..." rozwiałam wpisując w google. No nie zmienia to faktu, że słabo to wygląda jak dla mnie już bez względu na poprawność językową, czy cokolwiek, ale cóż... Nie będę się kłóciła z językiem polskim. W końcu nie wszystko musi wyglądać super. Co do tego, że to wszystko dzieje się szybko miałam raczej na myśli reakcję Billa. Nie dość, że w ogóle wykazał zainteresowanie to jeszcze odpowiedział natychmiast. To dość dziwne. Swoją drogą spodziewałam się, że napisze coś znacznie dłuższego, a tu proszę... I gdzie jego poczucie estetyki w ogóle? Przekreślone, niedokończone zdanie? ;D Zupełnie, jakby robił to w pośpiechu i na kolanie. Tak, stwarzam swoje wizje, bo niestety nie wiemy, co się działo z Billem. Ale wydaje się być zainteresowany swoją adoratorką. Może jest zdesperowany ;D Kto wie, chyba wszystkiego można się spodziewać po "Twoim" Billu. I może mieszkają w różnych miejscach, ale czy dla Billa to problem? Zresztą myślę, że i dla Nory byłoby to do przeskoczenia. Ale domyślam się, że nim do tego dojdzie, długo jeszcze będą wysyłać do siebie listy.
OdpowiedzUsuńI nie rozumiem, jak można nazywać kogoś przyjaciółką, jednocześnie w głębi jej w jakiś sposób nie znosząc ^^ Nie podobała mi się scena, jak Barbara była złośliwa wobec Ally i Nora się z tego cieszyła, a potem otwarcie jeszcze ze sobą przybiły piątkę. Dla mnie to zwykła fałszywość, której nie popieram, ani w życiu, ani nawet w fikcji. Niestety, to zraża. I źle świadczy o bohaterkach. Szczególnie o głównej. Sama przyznała co prawda, że brakuje jej prawdziwych przyjaciół, ale skoro nie uważa je za przyjaciółki to po cholerę tak je nazywać.
Pomimo całego nieszczęścia, Nora i tak ma wielkie szczęście. Pomijając już, że sam Bill Kaulitz odpisał na jej list, to jeszcze w odpowiednim momencie znalazł się mężczyzna, który zdołał uruchomić jej samochód :D Nie jest więc tak źle, brakuje jej zdecydowanie odrobiny więcej pozytywnego myślenia i wiary w siebie. Bo niby jest odważna i pewna, a jednak ciągle wątpi. Ten odcinek podobał mi się dużo bardziej, od poprzedniego. Ale chyba zawsze tak jest, że im dalej tym lepiej, w końcu akcja się rozkręca itd.
Nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na kolejny odcinek z listem od Billa zapewne :D Pozdrawiam.
:)) miło z strony tego faceta ;d tylko ciekawe kim jest ów cudotwórca hehe :D super odc czekam dalej
OdpowiedzUsuńMój dzisiejszy nastrój pozwala mi świetnie zrozumieć Norę. Jakbyśmy były jedną osobą! To takie głupie przygnębienie własną głupotą, irytacja podłą rzeczywistością i jeszcze samą sobą. A ten samochód... Cóż, przy minus piętnastu moje maleństwo również postanowiło podnieść mi ciśnienie. Tylko na kilka sekund, ale jednak. Gdyby nie odpalił, to nie wiem co bym zrobiła. Ale ktoś by ucierpiał. Najprawdopodobniej mój pasażer. Ooooo tak, dokładnie on.
OdpowiedzUsuńDałam się ponieść wyobraźni i powiem szczerze, że było warto. Moja głowa podsunęła mi całkiem przyjemny obrazek i od razu mam lepszy humor. Jak to krzywda innych może człowieka rozbawić... xD
No nieważne, ja tu zaczęłam tworzyć swoje własne opowiadanie, zamiast pisać o twoim oO
Wiem, że masz zastój i martwi mnie to tym bardziej, że opowiadanie może mi się spodobać. Bo początki, jak to początki, są, ale bez nich byłoby lepiej xD Choć z logicznego punktu widzenia to zdanie jest bezsensu, zakładam że może uda ci sie rozszyfrować mój tok myślenia :D
Podoba mi się Bill. Niewiele o nim wiem, ale już go lubię.
I nie wiem jak daleko dotarłas w kolejnych odcinkach, ale moją najlepszą metodą na zastój jest wprowadzenie wątku, który początkowo jest tylko krótkim epizodem, typowym zapychaczem, ale z doświadczenia wiem, że bardzo wpływa na późniejsze losy bohaterów. U mnie. Ewentualnie przeskocz dzień... dwa? Tydzień...?
Niech ktoś idzie do łóżka...? W pisaniu takich wątków masz wprawę! :D
Tak czy inaczej, życzę dobrego nastroju i weny :)
Pozdrawiam
Och kurwa, jacy niektórzy są... askjndkaskjcxnkja. Sama to zrozum.
OdpowiedzUsuńMnie lajk yt ten gość. I teraz do mnie dotarło, że Basi to ja lubić nie będę. Kojarzy mi się z Palvin. A jej nie znoszę.
Po za tym (patrząc na komentarze powyżej) w przyjaźni takie zachowanie jest normalne. Kurwa, jak ja bym miała Ci włazić w dupę... albo Ty mi. O w chuja. Nie ma kurwa takiej opcji.
I Euphoria od Kleina... Wiedziałaś co wybrać. ;D Kurwa. ;D
Ile ja bluźnię, ale pewnie nadrabiam tym, że przy innych tego nie robię.
Swoją drogą, Nora faktycznie trochę przesadza. A Allie jest najbardziejwkurwiającąosobąever. Boże, nie trawię tej dziewuchy. I chcę już kolejny rozdział. Przynajmniej robić się będzie fun. Nic więcej mądrego mi do głowy nie przychodzi. Chyba zacznę Ci pisać komentarze na gadu, po tym jak przeczytam rozdział, a potem zrobię kopiuj wklej. ;D
Kocham Cię! I nie przejmuj się niektórymi... epizodami.
Weny, Maluszku ♥
Sorry, ale dla mnie ona jest brzydka. Nie podoba mi się jej twarz.
OdpowiedzUsuńOdcinek świetny! Cóż, myślałam, że Bill się bardziej rozpisze, ale widocznie się przeliczyłam. I oby odpisał na ten list, który Nora mu wysłała. Jestem ciekawa tej znajomości.
A cóż to za niebieskooki blondyn? Mam dziwne skojarzenia, ale nie będę ich opisywać, bo to nie będzie miało sensu.
Czekam na następny rozdział.
Whoah! ja równiez się spodziewałam z jego strony dłuższego listu, i hmm coś czuję że Bill- sie nie pokaże tak prędko. ale świetny odcinek! pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńGdy przyszłam do domu, byłam kompletnie wyssana z jakiekolwiek energii. Nie dość, że miałam dzisiaj 8 lekcji to pierwsze miałam dwa wf-y i bez zaliczania gleby, czy dostania piłką w twarz nie mogło się obyć, to jeszcze ostatnią miałam informatykę i pomimo dobrych ocen kocham ten przedmiot tak, jak się kocha swego najgorszego wroga, a samemu nauczycielowi nieraz miałam ochotę przyłożyć patelnią w łeb byleby nie przynudzał. Zresztą, i tak nigdy nie wiem, o czym on dokładnie mówi. o.O
OdpowiedzUsuńW każdym bądź razie, po zajęciach czekała mnie dwudziestominutowa przeprawa do domciu i po drodze prawie zmieniłam się w słup lodu i myślałam, że nic nie uratuje mi tego dnia. Naburmuszona wpadłam do domu, zrobiłam herbatę i odpaliłam komputer, a tam... *muzyczka w klimatach „Gwiezdnych Wojen”*... ROZDZIALIK! Kurwa, kurwa, kurwa - trzeba było widzieć moją radość na ten widok. :D Uratowałaś mi dzień, wlewając w nie trochę pozytywów, ale od początku, bo tak będzie najlogiczniej, choć... Dobra, już cicham, biorę się za komentowanie. :D
AAAAAAAAAAAAA! Uwielbiam, kiedy autorzy nie zlewają komentarzy, a nawet mówią, że takie kilometrowe pierdolenie o niczym im się podobało, masz kolejnego plusika. :D Akapitami się nie przejmuj, najważniejsza - mimo wszystko - jest treść. :D
Zastanawiam się, czemu, kurwa, wszyscy narzekają, że Bill tak mało napisał? :o Jak dla mnie to całkowicie logiczne, ponieważ:
A) Może i będzie psycholem, jakich mało(jakoś nie jestem w stanie wyobrazić go sobie inaczej, takiego zrównoważonego i poważnego...)ale sytuacja jest dziwna i trudno odpisać kilometrem słów, kiedy sprawa jest tak postawiona.
B) On na dobrą sprawę nawet nie wie jak Nora ma na imię... Skomentował adekwatnie tą sytuację i według mnie tyle wystarczy... Ale ja jestem dziwna. :D
Moja kochana Allie(nie mogę w to uwierzyć, czy ja się naprawdę zwracam to bohaterki Twojego opowiadania? No cóż, możesz mnie wysłać do wyimaginowanego psychiatryka razem z Norą i resztą tej psychicznej bandy... Jestem pierdolnięta. :D). ^^
Dobra, lecimy dalej.
Och, stan zakochania, niestety jest bardzo uwidoczniony, gdy ktoś nas w miarę dobrze zna. *sięgam pamięcią do dnia, w którym w końcu przyznałam, że jest zakochana w bardziej pojebanym i psychicznym człowieku niż ja*, a jeszcze jak ktoś nie potrafi ukrywać emocji to już szczególnie. Ja nie mam problemu z graniem, ale z ukrywaniem nastrojów i uczuć - owszem. :D Kurwa mać, już widzę Norę, pochylającą się nad nogą swojej klientki(o jprdl. skojarzenia, skojarzenia wszędzie. -,-).
Mechnizm myślenia Nory nie jest mi do końca obcy - ja nigdy nie staram się niczego planować i idę na żywioł, a potem analizuję na jak wielką idiotkę wyszłam, waląc głową w biurko ze stosem niecenzuralnych słów. No bo, ej, wolę coś zrobić niż żałować, że tego nie zrobiłam. Więc tak, wolę żałować, że zrobiłam jakąś głupotę. :D Miejmy nadzieję, że Bill odpowie dość szybko na ten list. ^^
Uch, i znowu Allie. -,- Jest to osoba tak irytująca swoją mentalnością, że mam ochotę wydrapać jej oczy. Z kolei Baśka... Nie podpadła mi do gustu. W ogóle Nora zachowuje się bardzo fałszywie, a potem się dziwi, że nie ma się komu wyżalić. Zgoda, też kiedyś miałam fazę, gdy byłam wredną suką, ale... Ile można? Mam nadzieję, że jednak Nora się z kimś zaprzyjaźni. :D
UsuńTyranie siebie i swojej głupoty... Skąd ja to znam? ; > Ja sama często o sobie mówię, że zachowuje się jak blondynka pomimo, że z moimi rudymi kłakami, które naturalnie mają ciemnobrązowy odcień, jakoś nie mieszczę się w granicy dosłownej(i znowu pierdolę od rzeczy, niech mnie ktoś utopi. -,- :D)wyrażenia "pusta blondynka". ^^ I chyba nafaszerowana tyloma emocjami zachowywałabym się podobnie... To dziwne, ale zdecydowanie zbyt wiele cech Nory zgadza się z moimi, choć ja taką psychopatką nie jestem. :D
Niebieskooki blondyn? Kojarzy mi się z moją ulubioną postacią anime. *.* I coś mi się wydaje, że to nie taki zwykły blondyn i trochę namiesza. xD Nie wiem, czemu tak zupełnie do końca nie jestem do niego przekonana, może dlatego, że zjawił się nie spodziewanie? Tak, pewnie dlatego. :D
Kiedy zjawi się Bill? Myślę, że poznają się dopiero za kilka rozdziałów, ale fajnie by było mieć ogląd na jego postać. ; >
Rozumiem, że masz ogólny zastój? Cóż, wena to bardzo kapryśna dama i potrafi płatać małe figle, ale się nie przejmuj, wkrótce znów Cię nawiedzi. ^^
Życzę Ci by się tak rzeczywiście stało i tak szybko nie opuściła,
Ave. ^^
PS. Sorry, że się tak rozpisałam, ale coś komentuje to porządnie. :D
Allie.. Nie cierpię suki. Można być ciekawskim, ale ona dawno przeholowała. Barbra wydaje się nawet spoko, chociaż i tak mało o niej wiadomo.
OdpowiedzUsuń,,a ja chciałam po prostu wrócić do domu i się zabić lusterkiem, bym wiedziała dokładnie, kto mi to zrobił" HAHAAA genialne! Jak Ty takie teksty wymyślasz? Tak się zaśmiałam, że myślałam, że moja wyrzynająca się ósemka zrobi w ustach krwawą jatkę. Smutne to, ale nic, czytam dalej:D Im dalej tym lepiej.
Pan Nieznajomy^^ milutki typ i łączy go coś z Kaulitzem. Obaj chcą poznać jej imię. Przypadek?... Nie sądzę! A może?... Sama nie wiem:D
Sam Bill wydaje się chętny, by z nią popisać. I te jego skreślenie.. leniwiec jeden, taki krótki list, że mógł przepisać, ale ok, rozumiem. Wszystko co od niego pochodzi jest cudowne i idealne, tja! Muszę dodać, że sama też nieźle skreślam:D
Nora tak mu odpisała, że pewnie podkręciła jego ciekawość. I te jej żarty- fajne, oby więcej tego:D
PS. Trzymam mocno kciuki za wenę, której chwilowo Ci brakuje.
Pozdrawiam Edyta
Na początku jak wspomniałaś o tym blondynie pomyślałam że może był to Bill ale przecież jakby to był on to by inaczej zareagowała :) nie mam w zwyczaju pisać długich komemtarzy więc to by było na tyle ;) pozdrawiam i czekam na kolejny, (mam nadzieję że szybko dodasz) rozdział.;*
OdpowiedzUsuń